9 cze 2010

Czasopożeracz

Och jak ten czas pędzi! Przy dziecku chyba ze zdwojoną prędkością! Jak za jednym mrugnięciem oka minęły te dwa miesiące mojego mamowania i obserwowania, jak Nini rośnie i się rozwija. Och jakie to piękne móc przeżywać takie chwile i widzieć, jak mała pokonuje kolejne etapy rozwoju! Piękne och piękne, ależ za to jak absorbujące!
Nini jest bardzo ciekawą świata, rozgadana istotką. Obrazy przed jej oczkami muszą się zmieniać jak w kalejdoskopie, a na konwersację z nią należy poświęcać każdą wolną chwilę. I to właśnie ja muszę zapewniać jej wszelkie rozrywki, bo inaczej usłyszę głośne „NIEEeeeeee!!!” (w wolnym tłumaczeniu: nudzę się! Matka, zrób coś z tym!).
Całe dnie więc wypełniają mi zajęcia z dźwiękoznawstwa (gu, gi, bww, aii) czy geografii mieszkania i okolicy. Jednak gdy nastaje godzina 22, a brzdąca spowija błogi sen, wtedy mam chwilę tylko i wyłącznie dla siebie lecz rzadko się zdarza, że jestem w stanie ją wykorzystać, bo… mnie też spowija.
Dlatego też mój tak skrupulatnie przygotowany plan fizycznej aktywności wziął w łeb, ponieważ nie znalazłam czasu na pedałowanie przy Housie. Nie znalazłam również basenu w okolicy, choć Google wskazywało, że takowy się tu znajduje.
Nie oznacza to jednak, że nic nie działam w tym kierunku, ponieważ za wszelką cenę chcę powrócić do swojego dawnego obwodu. Musiałam jedynie troszkę przeorganizować swój plan zajęć i włączyć do niego… mój słodki ciężarek.
I tak, od jakiś dwóch tygodni, gimnastykuje się z moim bejbonkiem. Dzierżąc ją na
rękach, wykonuję skłony, ukłony, kroki, podskoki i inne wygibasy. Zabawa przednia dla Nini, która uwielbia, jak się trzęsie i się dzieje, i dla mnie, bo dzięki temu zbliżam się do idealnej figury.
Spędzamy również mnóstwo czasu na dworku, szybkim krokiem pokonując dziesiątki kilometrów, zwiedzając okolicę. Dzięki temu wiem, że pod nosem mam gabinet kosmetyczny, magiel (o matko, takie usługi jeszcze istnieją??!!), grawera, czy też krawcową, reklamującą się wdzięcznym hasłem: „uszyję wszystko dla wszystkich ze wszystkiego”.
Przekonałam się, że można połączyć obowiązki z przyjemnościami nawet wtedy, gdy się jest na 24 godzinnym etacie. Uff.